Wypadek w Bachledowej Dolinie. Gdzie byli opiekunowie czternastolatka z Polski?

Szacowany czas czytania: 01:24
Wypadek w Bachledowej Dolinie na Słowacji. 14-letni Polak z Poznania wylądował w lesie
Gdyby nie przypadkowo przejeżdżający narciarz nie wiadomo jak długo czekał by na pomoc. Chłopiec jeździł z grupą osób. Jej zachowanie zaskoczyło ochotników z tatrzańskiej grupy ratunkowej.
Czternastolatek prawdopodobnie stracił panowanie nad nartami i wylądował w lesie. Jego obrażenia były tak ciężkie, że nie mógł się podnieść. Nie miał przy sobie telefonu. Jego ubranie wtapiało się w tło. Nie wiadomo jak długo tam leżał. Nikt z przebywających z nim osób nie zauważył jego nieobecności na stoku. Przypadkiem zobaczył go jadący bardzo powoli ojciec z małym synkiem. To on wezwał Tatranską horską službę, Ratownicy udzielili chłopcu pomocy. Do szpitala w Popradzie zabrał go śmigłowiec. Ratowników zaskoczyła reakcja grupy ludzi, z którymi chłopiec przebywał na stoku.
Chłopiec, mimo że był z większa grupą ludzi, jeździł sam i na dodatek nie miał ze sobą komórki. Mieliśmy problem ze znalezieniem jego opiekunów. Jak by tego było mało, mimo że postawiono bardzo poważną diagnozę dotyczącą jego stanu zdrowia członkowie tej polskiej grupy chcieli za wszelką cenę zabrać chłopca do Polski swoim samochodem. W jego stanie to było nie do pomyślenia.
Jak podkreśla Franciszek Mrazik, szef Tatranskiej horskiej služby, akcje tej ochotniczej formacji są bezpłatne w przeciwieństwie do akcji Horskiej Zahrannej slużby która działa w Tatrach. Być może Polacy o tym nie wiedzieli, ale to i tak nie usprawiedliwia ich zachowania.
Czytaj także: