Zakopane dla początkujących- część 3: Miś z Krupówek
Agnieszka Epler góralka, szefowa kuchni, blogerka i copywriterka. Z pasją i wielkim zacięciem opowiada o jedzeniu i nie zawsze oczywistej historii Podhala. "Zakopane dla początkujących" to nowe spojrzenie na miasto pełne kontrastów. Kolejny rozdział cyklu jest poświęcony jedynemu prawdziwemu Białemu Misiowi z Krupówek.

Szacowany czas czytania: 04:46
Zakopane dla początkujących – Miś z Krupówek
Gdyby Zakopane mogło wybierać królową zadym internetowych i skandali to byłaby to zadyma o białego misia. Piszę te słowa w rocznice największej awantury o najbardziej rozpoznawalny symbol Zakopanego. Rocznicę bitwy o białego misia.
Biały miś nieodłącznie kojarzy się z Zakopanem. Większość Polaków ma zdjęcie z białym misiem i są to zdjęcia rozczulające i przywołujące fajne wspomnienia. Przy białym misiu niektórzy się dziwią, bo jakże to tak? Jakim cudem, pod Tatrami jest biały miś, skoro misie w Polsce są raczej brązowe? To może zacznijmy od początku? Skąd kolor biały, skąd pomysł i dlaczego zdjęcie z białym misiem jest jak zrobienie zdjęcia z Eltonem Johnem?

Jak wieść gminna niesie, pomysł na kostium misia pojawił się podczas zastoju w branży kuśnierzy na początku XX w. Henryk Schabenbeck rozmawiał z kuśnierzem Janem Żytkowiczem, panowie ponarzekali na swoje biznesy i jak to bywa, znaleźli rozwiązanie. Pan Jan uszył kostium niedźwiedzia. Kostium z owczych skór, biały, bo jak na złość owiec białych było więcej. Pan Henryk zrobił zdjęcie i uruchomił ciąg zdarzeń, który prawie skończył się mordobiciem, wojną o symbol i pojawieniem się uzurpatora bioenergoterapeuty podającego się za misia. Jednak po kolei.
Czemu niedźwiedź zapytacie? Już tłumaczę. Górale zawsze podchodzili z szacunkiem do niedźwiedzia. O niedźwiedziu mówiono ON. Był symbole i królem Tatr. Potężny, tajemniczy i silny. Szanowano go, bano się go i przypisywano mu szereg cech, nie tylko magicznych. Górale wierzyli, że niedźwiedź ma cechy, które sprawiają, że jest podobny do człowieka. Przypisywano niedźwiedziowi ludzki spryt i bystry rozum.
Wierzono, że niedźwiedzie mają duszę, a duch niedźwiedzia potrafi zemścić się na tych, którzy na niedźwiedzie polują. To akurat nie przeszkodziło w procederze kłusowniczym oraz jak niedawne wydarzenia pokazują, u Słowaków nie przyjęło się wcale i można gulasz z misia zamówić. Niedźwiedź był symbolem urodzaju i walki życia ze śmiercią. Wierzono, że niedźwiedź, budząc się wiosną, pokonuje zimową „śmierć” i przywraca życie. Niedźwiedź wzbudzał strach. Dość powszechna jest teoria, że zrobiono kostium niedźwiedzia, żeby trochę ułagodzić ten dziki i niebezpieczny wizerunek drapieżnika, nadać mu trochę delikatności.

Teorii o tym, dlaczego pojawił się kostium białego misia i co miał na celu jest kilka. Wszystkie spotykają się w jednym miejscu. W Zakopanem. Zdjęcie z misiem stało się obowiązkową pamiątką z Zakopanego i na początku kariery miś był na wyposażeniu każdego zakładu fotograficznego. Pierwszy kostium był zamontowany na stelażu i był nieruchomy. W końcu kostium misia ożył. Za misia przebierali się panowie opłacani przez zakłady fotograficzne i zdjęcia nabrały dynamiki. Z misiem można było sobie zrobić zdjęcie nie tylko na Krupówkach. Misia można było spotkać na Gubałówce, przy Dolinie Kościeliskiej czy nawet nad morzem. To pewnie stąd teraz nad morzem możemy kupić ciupagi, a na Krupówkach magnesy ze statkami. To wszystko z powodu podróży, że sobie pozwolę ponuro zażartować.
Praca misia nie należy do łatwych. Trzeba dźwigać na swoich barkach kostium, który waży 11 kilogramów, ma drewnianą czaszkę, łapy i pazury. Pan Marek Zawadzki, który od 2017 roku przebiera się w kostium misia, osoba o najcieplejszej duszy, jaką znam, mógłby godzinami opowiadać o życiu „z misiem”. To pan Marek zebrał największe gromy podczas bitwy o misia. Ludzie nie ogarnęli, który to biały miś jest ten właściwy i niezadowolenie zaczęli okazywać panu Markowi. To właśnie wtedy powstał pomysł Dnia Białego Misia, dnia, w którym oficjalnie przedstawiliśmy pana Marka i pokazaliśmy go palcem, mówiąc „tu narodzie macie misia tego certyfikowanego”. W natłoku tych wszystkich maskotek, farbowanych misiów i innych piesków, pan Marek jest wyspą spokoju.

Zawsze uśmiechnięty, mający w zanadrzu wierszyk, opowieść i ciepłe słowo. Urzęduje koło oczka wodnego na Krupówkach. Zawsze czysty, z przepięknym wąsem, w którym jestem ciężko zauroczona, rozbrajającym uśmiechem i mądrymi oczami. Tak, za zdjęcie z misiem się płaci, bo to praca, zawsze to była praca, od początku istnienia kostiumu. Żeby wykonywać tę pracę, oprócz kondycji fizycznej, trzeba mieć dość dobrą odporność na różnych ludzi, bo nie zawsze jest różowo i miło. Pan Marek do swojej pracy podchodzi bardzo poważnie. Ma trzy kostiumy i te kostiumy mają imiona Dunaj, Dolina i Bartek. Utrzymane w idealnym stanie, pozują dzielnie do zdjęć i dokładają kolejne zdjęcia do pokoleniowych albumów.
Z okazji Dnia Białego Misia życzę panu Markowi setek lat w zdrowiu, żeby kontynuował tę misiową tradycję jak najdłużej, żeby na swojej drodze spotykał jak najwięcej fajnych ludzi i jak najmniej przebierańców. Żyj nam misiu milion lat!!
PS. Jakby jednak ktoś się upierał, że niedźwiedź w Tatrach jest brunatny i w takim kolorze ma być kostium, to proponuję kostium brązowy uszyć, pozować do zdjęć i zobaczyć efekty wizualne. Elegancko, jak z białym, nie będzie.