Przejdź do menu głównego Przejdź do treści

REKLAMA

Zakopane dla początkujących- część 6: dziś o zbójnikach

Agnieszka Epler góralka, szefowa kuchni, blogerka i copywriterka. Z pasją i wielkim zacięciem opowiada o jedzeniu i nie zawsze oczywistej historii Podhala. "Zakopane dla początkujących" to nowe spojrzenie na miasto pełne kontrastów. Dziś o zbójnikach.

fot. Radio Alex

Szacowany czas czytania: 07:13

Jak myślimy „zbójnicy”, to od razu mamy przed oczami wspaniałą postać Janosika. I to Janosika, który ma twarz Marka Perepeczki. Janosik i jego zbójnicy jawią nam się jako miła i wesoła kompania, rabująca tych bogatych, wspomagająca tych biednych. Ludzie dobrzy, szlachetni, honorowi i wolni. Miłość Janosika do Maryny aż ociekała romantyzmem. Pisano wiersze, setki dziewcząt marzyły o prywatnym Janosiku. Zbójnicy to byli „rycerze”. Zresztą tak o zbójnikach mówił Stanisław Witkiewicz, który zbójectwo uznawał za rodzaj rycerstwa. Romantyzowano to zbójectwo na każdej płaszczyźnie. Tymczasem bandy zbójeckie, to były całkiem sprawnie zorganizowane grupy przestępcze, od których współczesne mafie mogłyby nauki pobierać. I dziś będzie o przestępcach.

Zanim przejedziemy do tego, dlaczego Janosik nie jest nasz, a miłość nie zawsze kończy się dobrze i gdzie w Zakopanem „pomacać” historię zbójników, zagłębimy się trochę w świat zbójectwa. Świat, który ma dosyć długą historię i na terenach podtatrzańskich panoszył się całkiem długo.

Materiałów historycznych o zbójnikach jest relatywnie mało, jeśli są, to głównie kroniki, akta sądowe, pamiętniki czy spisane opowieści. Początki zbójectwa oficjalnie datuje się na XVI wiek, ale już w XIII wieku, mili panowie urządzali sobie wycieczki po Podtatrzu. W 1241 roku cystersi przenieśli się z Ludźmierza do Szczyrzyca. Przenieśli się z powodu częstych napadów na klasztor. Napadali ci mili i romantyczni zbójnicy. Zbójnicy byli tak mili i napadali tylko bogatych (jak naucza serial i wyobrażenia o zbójnikach), że niejaki Urban z Grywałdu, właściciel wsi Dębno Podhalańskie, został zwolniony z podatku, żeby wieś dozbroić, bo zbójnicy napadali wioski. Ot, zaskoczenie.

Zbójectwo było tak „nieszkodliwe”, że szereg dekretów i uchwał regionalnych, zarządzeń okręgów administracyjnych i sądy doraźne miały dla tych „nieszkodliwych rycerzy” jeden wyrok — śmierć. Jakby tego było mało, w zamian za docenienie zasług rycerstwa na polu działalności przestępczej, wyroki śmierci „sklasyfikowano”. Była kara śmierci zwykła — poprzez powieszenie lub ścięcie.

Kara śmierci kwalifikowana i tutaj mamy znane wszystkim wieszanie na haku za żebro, ale mamy jeszcze łamanie kołem, wbicie na pal czy ćwiartowanie. Była również kara śmierci poprzedzona okaleczeniem, gdzie wykłucie oczu to była najlżejsza opcja. Prawie nigdy nie zmieniano wyroków. Bardzo rzadko łagodzono kary (rezygnując z tortur), jeśli już łagodzono, to tylko za mocnym wstawiennictwem duchowieństwa, a i to nie zawsze przynosiło skutek pozytywny. Surowe kary spotykały również tych, którzy zbójnikom pomagali, więc opowieści o tym, jak to ludzie po stodołach zbójników ukrywali i chętnie im pomagali, są lekko ze zbójeckiego zadku.

Zakopane dla początkujących- część 6: dziś o zbójnikach

No to co z tym Janosikiem? Był, nie był? Był. Na Słowacji był. Słowakiem był. Nazywał się Juraj Janošik, żył w latach 1688 -1713. Karierę miał krótką, acz burzliwą. Zaczynał w grupie Tomasza Uhorczyka i szło mu tak świetnie, że dwa lata po rozpoczęciu przestępczego procederu, stanął przed sądem w Liptowskim Mikulaszu i w uznaniu zasług dla rozwoju kodeksu karnego, powieszono go za „poślednie żebro”.

O Janosiku krążyły legendy. Jedna z nich głosiła, że pod Pisaną Skałą w Dolinie Kościeliskiej mieszkały boginki, które Janosikowi dały koszulę, która opierała się  kulom i ostrym narzędziom, dały kierpce, które pozwalały szybko biegać i przeskakiwać rzeki, dały ciupagę, która sama walczyła i pas, który zapewniał nadludzką siłę. Janosik to wszystko stracił przez babę. Konkretnie zgubiła go kochliwość. Poznał panią, chyżo pozbył się ubrania, pani ubranie pozbierała, pozbawiając Janosika ochrony, wezwała żandarmów i koniec. Mamy materiał na serial.

Janosik, Janosikiem. My, Polska, też nie byliśmy gorsi w „produkowaniu” elementu przestępczego. Mieliśmy słynnego Ondraszka, czyli Andrzeja Szebestę, a według najnowszych ustaleń Andrzeja Fucimiana. Andrzej żył w latach 1680 -1715 i grasował na Śląsku. Zabity został przez swojego kompana Juraszka, a jego zwłoki poćwiartowano w sądzie we Frydku. W sumie nie wiem, czemu go ćwiartowano, skoro już był nieżywy. Może się bali, że cudownie ożyje?

Wróćmy na Podhale. No tu proszę Państwa, zawsze było kolorowo i intensywnie i jak już mieliśmy zbójników to taki soczystych. Do tej pory nie wiem, czemu serial i cała legenda zbójectwa oparła się na słowackim obywatelu Janosiku, a nie na podhalańskich krzewicielach zbójeckiej  profesji? Mieliśmy Tatara Myśliwca, o którym często wspominał Sabała, Wajdę z Białki Tatrzańskiej, Gadeję, Kubę z Bukowiny Tatrzańskiej, Wojtka Gała z Olczy czy Wojtka Mateję, urodzonego w Kościelisku. I do tego ostatniego chce was zabrać, odpowiadając przy okazji na pytanie „gdzie na zbójników w Zakopanem?”

Wojtek pochodził z Kościeliska. Nie należał do miłych chłopców. Napadał na domy bogatych gospodarzy, zabierał bacom mięso i oscypki, urządzał zadymy i ogólnie rozrywkowy był z niego jegomość. Przez rok więził słynnego muzykanta Bartusia Obrochtę. Mateja spotkał Bartusia, jak ten był młodym chłopakiem i tak zachwycił się jego grą, że siłą go zabrał i kazał sobie przygrywać dla rozrywki. Mateja w początkach swojej zbójeckiej działalności miał jako taki kodeks honorowy, lubił też się gościć i chętnie ucztowano za jego pieniądze, a on chętnie takie imprezy fundował. To, że potem z karczmy ginęło trochę cennych rzeczy, to mały szczegół. W miarę upływu czasu, według opowieści ludzi, Mateja zdziczał, zaczął Boga mieć za nic i zaczął napadać na parafie, zrabowane skarby miał ukrywać w Dolinie ku Dziurze, blisko postawionego przez siebie domu.

Słabością i wielką miłością Matei była Kacka od Toporów. Kacka słynęła z wyjątkowej urody. Wybuchały o nią awantury, bo nie dość, że ładna to i majętna. Kacka z Mateją żyli w konkubinacie. Legenda głosi, że sami przed sobą złożyli przysięgę pod krzyżem i to dla nich było zamiast ślubu. Ksiądz Stolarczyk miał na ten temat inne zdanie. Mateja zakończył swoje życie w więzieniu w Wiśniczu, gdzie trafił za zamordowanie córki bacy, który zabrał Matei dukaty.

Do więzienia trafił w 1866 roku. Tam po długiej chorobie i próbie ucieczki, popadł w obłęd i zmarł w 1875 roku. Idąc Drogą Pod Reglami, naprzeciwko wejścia do Doliny Ku Dziurze, stoi stary, góralski dom. To ten dom postawił Mateja dla swojej partnerki. W tym domu mieszkali. To w tym domu doszło do morderstwa, jak po śmierci Matei o Kackę pobili się zalotnicy. Co się stało ze zrabowanymi przez Mateję skarbami, które ukrywał w Dolinie ku Dziurze?

Według opowieści Mateja swoje skarby chował w korytarzach odchodzących z „dziury”. Te korytarze po jego śmierci miały się zapaść. Kto wie, może gdzieś tam leżą zbójeckie skarby. Jak dojść do domu Matei? Możecie zostawić samochód na parkingu przy wejściu do Doliny Strążyskiej i dojść kawałeczek Drogą Pod Reglami, kierując się w stronę Wielkiej Krokwi. Lub przejść Drogą pod Reglami, od Wielkiej Krokwi w stronę Doliny Strążyskiej. Domu nie sposób przegapić.

fot. Radio Alex

Moja babcia opowiadała, że jej dziadek zawsze mówił, że kotlików zbójeckich ze skarbami nie wolno ruszać, bo na nich jest krew i klątwa. Kto je wykopie, znajdzie i użyje, to wszelkie zarazy i nieszczęście na siebie ściągnie. Ponoć w Kościelisku są dwa miejsca, gdzie są zakopane kotliki, ale nikt ich nie rusza, żeby pecha nie kusić.

Może i w koło zbójectwa narosły legendy, może w jakimś stopniu to było romantyczne i szlachetne. Jedno jest pewne — zbójnicy byli okrutni, bezwzględni, mordowali, palili bez podziału na biednych i bogatych. I o tym trzeba pamiętać zawsze. Nawet oglądając serial rozrywkowy „Janosik”.

Czytaj także:

REKLAMA